poniedziałek, 30 czerwca 2014

Trzy

Obudził mnie szmer wydobywający się spod łóżka. Nie potrafię opisać, jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam, że sprawcą całego zamieszania jest Rozmaryn. Rozprawiał się z obcasem czarnych Louboutinów cioci Aldony, ciamkając głośno. Może mi nie uwierzycie, ale pozwoliłam mu zniszczyć te przebrzydłe szczudła. Buty są od tego, żeby w nich chodzić, a nie udawać klauna... Zresztą, czy ja w ogóle mogę wypowiadać się na ten temat? Sama wyglądam jak błazen - pidżama w zwierzątka, rozczochrane włosy, ślad po poduszce na policzku, podpuchnięte oczy. Oho, chyba ktoś tutaj potrzebuje kawy... 

Nie, chwila. Kawa zaczeka. W pośpiechu wystukuję numer cioci Leokadii. Muszę wiedzieć, jak miewa się mój mały skarb. Jeden sygnał, dwa, trzy...
- Dagmara? - Słyszę zziajany głos szcześćdziesięciopięciolatki w słuchawce. - Już miałam do Ciebie dzwonić, ale wiesz, Mariuszek wymyślił sobie zabawę w piratów, złodziei, czy jak im tam...
- Rozumiem, czyli wszystko w porządku? - Chichoczę, słysząc wrzaski pięciolatka. Ciocia również parska śmiechem i przytakuje. Nie potrzebuję niczego więcej. Kamień spadł mi z serca. Czas udać się do kuchni.
 

Niespodzianka - kawa się skończyła, nie ma ani grama, absolutnie żadnej z tych, które posiadam. Inka, Jacobs, Tchibo, Nescafe, wszystkie sięgnęły dna... To mogło się przydarzyć tylko mnie, bo nazywam się Lewicka, a większą część zapasów kawy w moim domu pochłania Bartosz, to chyba wszystko jasne, prawda? Wzdycham głośno, chowając puste pojemniki do szafek, trudno, zamiast kofeiny, będzie teina. Na jaką mam ochotę? Truskawkowa, wieloowocowa, grejpfrutowa, zielona, rumianek, a może czarna? Wodzę wzrokiem po kolorowych opakowaniach, jest ich tutaj naprawdę sporo, to może malinowa? Coś mi mówi, że to będzie dobry wybór, więc wyciągam kubek z logiem firmy mojego taty i wrzucam do niego torebkę herbaty, a następnie, parząc się w kciuk, zalewam ją wrzątkiem. Słodki zapach roznosi się po całej kuchni, przyjemnie drażniąc mój nos. Wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, widzę ogródek mojej babci i umazaną na różowo twarz Artura, to był dopiero żarłok...
- Cześć Dagmara, to ja, Natalia. Pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, więc dlatego nie odbierasz, ale postanowiłam się nagrać... Chciałam Ci podziękować za to, że... W sumie nie wiem, co mam Ci powiedzieć, jestem złą matką... Oddzowń do mnie, kiedy będziesz mogła, błagam, nie radzę sobie...
Sekretarka włączyła się automatycznie, a to, co usłyszałam, zmroziło mi krew w żyłach. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że Wyspiańska, a właściwie Liniarska, zatelefonuje do mnie, swojego "największego" wroga.
- Oczywiście, że oddzwonię, nie myśl sobie, że puszczę Ci to wszystko płazem, kuzyneczko... - Mamroczę pod nosem, mieszając wściekle łyżeczką w herbacie. Wpatruję się w Rozmaryna, drzemiącego na posłaniu, jest taki beztroski i spokojny. Jest psem, nie ma problemów z nieodpowiedzialnymi kuzynkami, wnerwiającym profesorkiem na uczelni, a co najważniejsze, nie musi się teraz martwić o to, jak dotrze dzisiaj do pracy... Agnieszka ma wolne i wyjechała do rodziców, autobusy miejskie zawiesiły swoją działalność w akcie protestu, a mój wspaniały sąsiad... Spanikowana, podrywam się z miejsca i spoglądam na wyświetlacz mojego telefonu komórkowego. Sześć nieodebranych połączeń, cztery od Bartosza, zabije mnie albo spróbuje dodzwonić się na domowy, tak, zawsze to robi, kiedy przez dłuższy czas nie daję znaku życia. Sekretarka Lewickiej nigdy nie zawodzi... Odkładam Samsunga i wracam do stołu. Upijam duży łyk herbaty, a wszystkie negatywne emocje związane z wydarzeniami, które ostatnio miały miejsce, wracają do mnie, jakby ktoś przyczepił im bumernag do ogona. Nie bardzo wiem, jak mam sobie z nimi poradzić, niektórych nawet nie potrafię nazwać... Są strasznie natrętne i próbują zawładnąć moją duszyczką, ale się nie poddaję. Nie mogę, bo właśnie ktoś puka do drzwi.
- Dlaczego nie odbierasz? Wiesz, jak się o Ciebie martwiłem? - Słyszę głos Kurka, ale ląduje w ramionach należących do kogoś zupełnie innego, w ramionach Michała Winiarskiego i kogoś jeszcze...
- Oliwier? - Marszczę nos, czując jak jasne kosmyki chłopca łaskoczą moją twarz. Oliwier, to syn Michała, ma sześć lat i pyziate policzki, które odziedziczył po mamie.
- No właśnie, martwiliśmy się o Ciebie, ciche dni sobie urządzasz? - Winiarski odsuwa mnie od siebie na taką odległość, żebym mogła na niego spojrzeć. O nie, tylko nie to. - Płakałaś? - Pyta, ponownie przytulając mnie do swojej klatki piersiowej. Milczę, robię to ze względu na jego syna, który właśnie wiesza się na mojej szyi. Pomagam mu ściągnąć kurteczkę, po czym znika gdzieś w czeluściach mojego zagraconego salonu.
- Skąd ten pomysł? - Wzruszam ramionami, tylko na tyle Cię stać? Michał to mój przyjaciel, nie powinnam kłamać. Pracuje razem z Bartoszem i doskonale zna moją sytuację. Odwiedza mnie często razem z żoną, która swoją drogą, jest moją imienniczką. Dagmara to oaza spokoju, jest wspaniałą powierniczką każdego rodzaju zmartwień.
- Dagmara... - Oho, czujne oko wujka Bartoszka, przed nim nic się nie ukryje.
- Co?
- Nie owijaj w bawełnę, okej? Mów szybko, co się dzieje? Coś z Mariuszkiem? - Kręcę głową, odwieszając ich puchówki na wieszak. Niemal czuję, jak dwie pary niebieskich oczu, wypalają mi dziurę w pidżamie.
- Właściwie to nie, wszystko w porządku. - Uciekam wzrokiem, omijając ich wysokie sylwetki. - Dzwoniła do mnie Natalia...
- Czego chciała? - Nie jestem pewna, który zapytał o to pierwszy. Zrobili to chyba jednocześnie.
- Rozmowy, a ja nie mam już na to siły, rozumiecie? Wiecznie z kimś rozmawiam, z profesorem na zaliczeniu, które i tak oblewam... - Broda zaczyna mi się trząść, ale nie zważam na to i brnę w swoich rozważaniach nieco dalej. - Rozmawiam z mamą, której wcale nie podoba się to, że marnuję swój czas i energię na studia medyczne. - Ocieram pierwszą łzę, która płynie po zarumienionym policzku, tnąc go na pół. - Wiem, że mnie kocha, ale jeszcze nigdy nie powiedziała mi, że jest ze mnie dumna, rozumiecie to? - Pociągam nosem, odrzucając drażniące mnie kosmyki włosów do tyłu. - Rozmawiam z Arturem, tak strasznie za nim tęsknie, przecież wiesz, co nie Bartek? - Patrzę na niego spod gęstego wachlarza mokrych rzęs. - Rozmawiam z Wami, teraz, tutaj, rozklejam się, wiecie ile mnie to kosztuje? Życie kopie mnie po dupie, robi ze mną co chce, a ja nie potrafię się mu przeciwstawić, jestem beznadziejna... - Wybucham płaczem, tonąc w objęciach Bartosza. Chyba słyszę coś w stylu, "Dagmara, przestań pleść głupstwa, daj sobie pomóc...", chcę krzyczeć, ale ktoś chwyta mnie za kolano.
- Tato, dlaczego ciocia płacze?
- Nie płacze, no coś Ty, ciocię boli głowa, rozumiesz? - Rezolutność, to kolejna cecha, którą posiadał Michał. Właściwie to nie skłamał, bo od nadmiaru emocji naprawdę porządnie rozbolała mnie czaszka.
- A mocno ją boli? - Zebrałam się na odwagę i odwróciłam w kierunku milusińskiego. Stał, oparty o szafkę z butami i zataczał kółeczka stópką.
- Nie, chyba nie, tak mi się wydaje - Winiarski spojrzał na mnie pytająco, a ja odruchowo wskazałam na pudełeczko aspiryny, stojące na toaletce przy lustrze. - Weźmie tabletkę, tak jak Ty, kiedy byłeś chory i wszystko będzie dobrze, rozumiesz, prawda? - Kucnął przed nim, masując jego blady policzek do momentu, w którym się roześmiał.
- Tata, a mog... - Więcej nie usłyszałam, bo mały zaczął szeptać. Wyglądali naprawdę uroczo, czasami zastanawiam się, czy ktoś dał Michałowi instrukcję obsługi, czy naprawdę jest tak genialnym człowiekiem, chyba to drugie. Ciepłe dłonie Bartka, które po raz kolejny oplotły moje wątłe ciało, wyrwały mnie z letragu.
- Połóż się, to Ci dobrze zrobi - Podnoszę głowę, uśmiechając się blado. Napotykam jego szafirowe tęczówki. Jest zatroskany, a w ręce trzyma jogurt brzoskwiniowy, nasz ulubiony. - Odpocznij, zadzwonię do Pilarskiego, o nic się nie martw. - Spogląda na kolorowe stworki, które zdobią moją pidżamę. Udaję, że tego nie widzę, zabieram mu jogurt i cmokam go w policzek. To samo robię z Oliwierem i Michałem, który rozentuzjazmowany tłumaczy coś Kurasiowi.

Po raz kolejny dzisiejszego dnia, budzi mnie hałas, tym razem w przedpokoju. Słyszę czyjeś głosy i szuranie. Uśmiecham się, kiedy drzwi do mojej sypialni uchylają się z impetem, a w nich staje mały blondynek. W ręku trzyma swoją zieloną kurteczkę.
- Mańka! - Woła, rzucając mi się na szyję. Przytula mnie do siebie, głośno chichocząc. - Byłem z Rozmarynem na spacerku, tęskni za Tobą, wstawaj już - Mruczy, bawiąc się kosmymami moich długich włosów. - Nie boli Cię już głowa?
- Nie boli, chodź, idziemy - Odrzucam z siebie ciepłą kołdrę, a na stopy wsuwam puchate kapcie i kroczę za malcem. Po drodze wpadamy na owczarka berneńskiego, wesoło merdającego ogonem. Jest jeszcze filigranowym szczeniakiem, ale sprawia tyle samo kłopotu, co dorosły pies.
- Ciocia, zamknij oczy!
- Po co?
- Zamknij! - Posłusznie wykonuję polecenie Oliwiera i daję mu się prowadzić, czuję nieziemski zapach ziół prowansalskich, czyżbyśmy byli w kuchni?
- Otwórz!
- Jeszcze nie, och, Synku! - Przygryzam policzek od wewnątrz, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem, bo to, co widzę, jest naprawdę zabawne, a może nawet...urocze? Michał wciśnięty w mój granatowy fartuszek, pichci jajecznicę na nowiusieńkiej teflonowej "przyjaciółce", jest identyczna, jak ta, którą ostatnio zniszczyłam, smażąc omlety dla mnie i Bartka. - Nie tak dużo! - Strofuje syna, kiedy ten dorzuca do rozbełtanych jajek odrobinę szczypiorku.
- Mam halucynacje? - Wspinam się na palce, by ucałować policzek mężczyzny.
- Najpierw ja, to ja wymyśliłem - Słyszę głos Bartka gdzieś z okolic lodówki i patrząc na oburzoną minę Oliego, wybucham śmiechem.
- Kłamczuch! - Krzyczy, zeskakując ze stołka. Kucam przed nim i całuję go w czółko, po czym biorę na ręce, mocno do siebie przytulając.
- W sumie to był nasz wspólny pomysł... - Tłumaczy Winiarski, zawzięcie mieszając jajka. Ciepło patelni sprawiło, że na jego twarzy wykwitł rumieniec.
- Więcej szczypiorku - Syn komentuję pracę ojca, obsypując wszystko i wszystkich dookoła zieloną częścią cebulki.

Dwadzieścia minut później wszyscy siedzimy przed telewizorem i oglądamy "Fantastyczną Czwórkę" na Carton Netwoork. Musi być naprawdę późno, bo ciemność zdążyła spowić już całe miasto... Zmęczony sześciolatek usypia na ramieniu taty, a ja z czułością spoglądam na to, jak Bartek drzemie na fotelu. Wyłączam plazmę, gaszę światło i po cichutku wychodzę z salonu. Doceniam to, ile serca wkładają w każdy dzień spędzony ze mną, są wspaniali. Chyba muszę przedzwonić do Dagmary, jest na szkoleniu i nie mogła dzisiaj być z nami, przynajmniej tyle wywnioskowałam z rozmowy z jej mężem. Spytam, co sądzi o sytuacji z Natalią, na pewno coś mi doradzi...

Kojarzycie billboard, który ostatnio przysłaniał mi widok z balkonu? Tak? A pamiętacie może, kogo przedstawiał? Zawodników Bełchatowskiego klubu siatkarskiego, sponsorowanego przez Polską Grupę Energetyczną. Dlaczego Wam o tym wspominam? Może dlatego, że regularnie odwiedzam halę "Energia", na której rozgrywane są mecze tej fenomenalnej drużyny, a może dlatego, że dwójka przyjmujących Skry ucięła sobie drzemkę w moim salonie, jak myślicie?

Zgadliście, mój sąsiad jest siatkarzem, a ja jestem cholerną szczęściarą, bo okazał się cudownym przyjacielem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz